niedziela, 16 października 2011

rozdział dziewiąty

Laleczka chucky nie była wcale straszna, a chelsy i tak się bała.
Cały czas gadała, że chce żeby był przy niej mateusz, jej chłopak.
-chelsy, przestaniesz?!-krzyknęłam, gdy moja przyjaciółka po raz pięćdziesiąty włączyła pause.
-gdyby matik tu był, nie bała bym się tak.-wkurzyła mnie tym.
-a gdyby paweł tu był, to tak bym się wkurwiła, że bym wybuchła, i bym wyleciała w powietrze!-wrzasnęłam na całą parę, dobrze, że nikogo nie było w domu.
Chelsy wyszczerzyła na mnie oczy, i zaczęła płakać...
***justin***
przeszłem zaledwie parę metrów, i poczułem się strasznie zmęczony.
Tak zmęczony, że nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Skręciłem lewo, i zeszłem po schodach.
Potem jeszcze raz w lewo i poszedłem prosto.
Potem skręciłem w prawo, lewo, i przez uliczkę pomiędzy ogródkami, potem znowu w lewo.
Moim oczom ukazał się blok mieszkalny.
Szłem w jego stronę...
-justin, wstawaj, śniadanie przywieźli!-usłyszałem miski głos mojego ochroniarza.
-kenny!-wrzasnąłem, ale i tak wstałem z łóżka.
Kenny, siedział już przy stole, i zżerał najróżniejsze potrawy.
-no, co głodny jestem!
-dobra,spoko.-powiedziałem ubierając spodnie.
-nie masz mi za złe że użyłem twojej karty, nie?-kurwa, jak on mógł?!
-nie, nie mam-odpowiedziałem całkiem spokojnie.
-Po co ja tu wogule przyjeżdżałem?!-po tych słowach przypomniał mi się mój sen.
Wybiegłem szybko z hotelu, puki pamiętam.
Mój wierny ochroniarz, jak zwykle podążał za mną.
"przez most, potem w lewo, schody, lewo, prawo..."-próbowałem sobie przypomnieć.
Gdy zeszłem z wiaduktu, po lewej stronie był park, a po przeciwnej tunel.
Za mną też był tunel, który za pewne prowadził na drugą stronę mostu.
Gdy przechodziłem obok tunelu, po mojej prawej stronie, usłyszałem pisk, długi, ciągły pisk.
Głos, który tak dobrze znam, który wyobrażam sobie co noc...
Pobiegłem w tamtą stronę.
Przed różowym blokiem, stała niska, trochę otyła dziewczyna i śmiała się, z tego, że brunet przed nią trzymał za rękę dziewczynę, i okładał ją po twarzy.
Od razu zorietowałem się kim jest ta dziewczyna.
-KATE!!!-Krzyknąłem z całych sił.
Podbiegłem do niej, i odepchnęłem chłopaka.
Złapałem go za <trochę przydługie> włosy, i z całej siły grzmotnąłem w twarz, tak, że z nosa poleciała mu krew.
Kate, gdy zrozumiała co się właśnie stało, rzuciła mi się w ramiona...
***kate***
rzuciłam mu się prosto w ramiona, i zaczęłam szlochać, jak jakiś bachor.
Patrischa, i mój były zwiali.
Myślałam, że on mnie zabije.
-spokojnie, spokojnie, już dobrze...-pocieszał mnie Justin.
-kto to był?-spytał gdy przestałam szlochać.
-mój były-powiedziałam odrobinę za szybko, bo zaksztusiłam się własną śliną.
Po chwili, Justin złapał moją twarz pomiędzy swoje dłonie, i spojrzał prosto w oczy.
-nic ci nie jest?-spytał rozczulonym głosem.
-nie, już dobrze.-odpowiedziałam.
Chłopak otarł mi kciukiem łzę spod oka.
-o mój boże!-usłyszałam za sobą.
Odwruciłam głowę, i zobaczyłam moją najlepszą przyjaciółkę...
********
wiem, znowu za krótko, ale nie mogłam napisać więcej, bo nie chcę, aby wszystko działo się tak szybko.
Sorka, i zapraszam na mojego pierwszego bloga: http:\www.my-new-life-is-you.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz