sobota, 5 listopada 2011

rozdział dwunasty

wpuściłem mamę, a ona od razu zauważyła, że jest ze jest ze mną coś nie tak.
-coś Ci jest synku, jesteś rozpalony...- powiedziała kładąc rękę na moim czole
-nie, nic mamo... możesz już iść... -zaświergotałem słodko, odpychając jej rękę.
-co Ci...- nie dokończyła, bo z łazienki wyszła właśnie Kate.
-już idę- powiedziała wychodząc.
Dziewczyna od razu wybuchła płaczem.
próbowałem ją zatrzymać, ale nie chciała wrócić.
pobiegłem za nią, bo wiedziałem, że poleci na przedszkole, do swoich przyjaciółek, ale nie wiedziałem, że to, co tam zobaczę będzie aż tak bolało...
***Kate***

Stanęłam na podeście, cała we łzach.
Myślałam że nie da się mnie pocieszyć, ale gdy adi zaczął wystukiwać rytm na swojej przenośnej perkusji, od razu na moją twarz wyjrzał uśmiech.
Paweł też zaczął coś brzdąkać na gitarze.
Dziewczyny wprowadziły mnie w rytm.
Zaczęła się prawdziwa zabawa.
Śpiewałam jak opętana, a anka, pati, chelsy i reszta dziewczyn cały czas mi wtórowały.
Pomagało mi to bardzo.
Piosenka była o nas.
O dziewczynach z naszej paczki, czyli moich najlepszych przyjaciółkach.
Wszystkie się dobrze bawiłysmy, puki nie zabrakło nam pomysłów na słowa.
Sprawnie zakończyłam piosenkę.
Całość wyglądała tak.
Mój płacz, przerodził się nagle w śmiech.
Ale po chwili przypominiałam sobie dlaczego wogule płakałam, a łzy znów zaczęły cisnąć się do oczu.
-Paweł...-zadukałam
on natomiast nic nie powiedział, tylko podszedł do mnie i przytulił.
-złamałam zaufanie mojej mamy...
-już dobrze...-pocieszał mnie,gładżac po włosach.
Gdybym wtedy wiedziała co się z tym wiąże...
Podniosłam wzrok na niego.
Wiedziałam, że nikogo już innego nie ma na przeczkolu, bo poszli zapalić.
Paweł pochylił się, i nasze wargi się spotkały.
Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale nie mogłam oprzeć się jego ustom.
Ale po chwili wszystko co piękne, zmieniło się w koszmar.
Ktoś nagle odciągnął ode mnie Pawła, i ostrym ruchem przyłożył, a raczej popchnął, mnie na ścianę.
Tym kimś był Justin, który musiał to zobaczyć, i tu wparować.
W moich oczach stanęły łzy.
Nagle poczułam ostry ból na twarzy.
On mnie uderzył.
Uderzył mnie.
Justin... Chłopak któremu ufałam...
Nie kojarzyłam co się stało.
Wybiegłam z terenu zagrożenia jak opętana, do mojej szkoły, która była na przeciwko.
Nie wiedziałam co ze sobą począć.
Oparłam się z płaczem o ścianę, i zjechałam po niej na zimną podłogę.
Po chwili ktoś dotknął mojego ramienia.
-kate... Płaczesz?
************
sorka że znowu tak krótko, ale nie mam czasu.
Piszę na fonie, jest 21:36, a ja mam jutro na ósmą.
Sorka, na prawdę przepraszam.
Czytajcie dalej, i zapraszam na mojego pierwszego bloga:
http://my-new-life-is-you.blogspot.com/
komentujcie, błagam!
Z góry dzięki.
Kicia

sobota, 29 października 2011

Nie myślałem już o niczym.
Tylko o tym, jak sprawić jej coraz więcej przyjemności, by na jej twarzy zagościło jeszcze większe podniecenie.
Wiem tylko, że byłem kompletnie pijany, i że kate, powinna już być w domu.
Nie zwracałem uwagi na to, ani na nic więcej.
Ruszałem biodrami, jakby całe moje życie zależało od tego jednego stosunku.
Moja dziewczyna uśmiechnęła się, po czym obruciła mnie na plecy.
Usiadła na mnie tak, że mój członek, idealnie trafiał w jej punkt G.
Jej piersi falowały nade mną, w rytm coraz szybszych pchnięć z jej strony.
Wiedziałem, że i tak nie będzie nic pamiętać, ale nie obchodziło mnie to już.
Tylko ja, i ona, w tym jednym miejscu.
***kate***
chciałam wstać, ale nie mogłam.
Wszystko mnie bolało.
Było mi nie dobrze, i nie wiedziałam gdzie jestem.
Odwruciłam się na drógi bok, i zrobiłam wielkie oczy.
Obok mnie, spał nagi Justin.
Zaczęłam sobie powoli przypominać, co się wczorajszej nocy działo.
Po wytańczonym przez justina "tańcu szczęścia" poszliśmy do hotelu.
Ten zamówił wino, i też piłam.
Potem chyba coś mocniejszego... I potem tylko pojedyncze sceny...
Wiedziałam co puźniej było, ale nie chciałam się przyznać, że złamałam zaufanie mojej mamy.
Z moich oczu pociekły pojedyncze łzy.
Zobaczyłam, że Jus też zaczyna się budzić, i wtulona w niego zaczęłam cicho szlochać.
***justin***
mogła by tak płakać wieki, gdyby do pokoju nie zapukała moja mama.
Kate trochę się uspokoiła i poszła się ubrać do łazienki.
Ja nałożyłem na siebie jedynie bokserki, i podeszłem do drzwi by wpuścić mamę do pokoju...
*****************************
wiem, taki obrót sytuacji, o który poprosiła mnie koleżanka.
podoba wam się, czy nie?
piszcie w komciach, plis.

poniedziałek, 24 października 2011

rozdział dziesiąty

Zima...
Ach, ta piękna pora roku, zima.
Moje urodziny.
Czyli dzisiaj, w wigilię.
Dzisiaj, równo o północy, mam spotkać się z Justinem w parku.
To takie nierzeczywiste...
Jeszcze parę miesięcy temu, mogłam pomarzyć o ,choćby kupnie jego płyty, a co dopiero o spotkaniu go na żywo.
Ok.
Przeszłam przez zaśnieżoną ulicę.
Gdy doszłam do parku, usłyszałam charakterystyczne dźwięki jakiejś świątecznej piosenki.<słuchajcie i czytajcie dalej!>
Po chwili rozległ się śpiew justina, który złapał mnie za rękę, i zaczął obracać mnie w rytm melodii którą wyśpiewywał.
With you, shawty with you...
Under the mistletoe...
Odruchowo spojrzałam w górę.
Nad nami było mnóstwo jemioły.
Tańczyliśmy tak, i wydawało się że to wieki, a trwało to zaledwie niecałe 3 minuty.
Kiss me underneath the mistletoe...
Pocałuj mnie pod jemiołą...
-Show me baby that you love me so...
pokaż kochanie jak bardzo mnie kochasz....
To były ostatnie słowa piosenki.
Po nich, Justin pochylił się tak, że stykaliśmy się nosami.
Spojrzał w górę, a potem na mnie, wzrokiem, który mówił:
"czy mogę?"
zamiast odpowiadać na nieme pytanie, zarzuciłam mu ręce na szyję, i namiętnie pocałowałam.
Trwało to tak długo, aż usłyszeliśmy syrenę straży miejskiej, i rzuciliśmy się do ucieczki.
Po chwili, jus przyległ mnie do jakiegoś drzewa, i przywarł swoje rozpalone wargi do moich zimnych ust.
Po sekundach, język zaczął wsówać powoli w moje otwarte z podniecenia wargi, a sam przyległ do mnie jak szatan.
Nie wiem czemu (może chormony?), ale podobało mi się to.
Staliśmy tam, tak zwarci do siebie, aż oślepiło nas żółte światło latarki, którą trzymał mężczyzna w kubraku policjanta.
Odchżąknął.
-ile macie lat?-spytał
-siedemnaście-odpowiedział jus
-szesnaście-powiedziałam-za parę minut...-dodałam spoglądając na zegarek.
-dobra, jest wigilia, to wam daruję, ale...-nie zdążył dokończyć, gdyż Justin pociągnął mnie za sobą w stronę wiaduktu...
***justin***
hallo, ja to zrobiłem!
Anieli, dziękuję!
Przeszliśmy przez wiadukt w milczeniu, trzymając się za ręce, jakbyśmy naprawdę byli parą.
No... Można było powiedzieć że jesteśmy parą, ale zostało trochę formalności.
Chciałbym dzisiaj, w taką piękną noc, wyjaśnić wszystkie niejasności, i móc wreszcie oficjalnie nazwać ją MOJĄ.
Stanąłem przed drzwiami hotelu, i złapałem Kate za ręce.
Spojrzałem jej prosto w oczy.
-Kate... Kocham cię.-szepnąłem.
Widziałem w jej oczach, że najchętniej teraz znowu by mnie pocałowała.
Ale nie pozwoliłem jej na to, wyrwała by mnie z płęty.
Zebrałem się na odwagę.
-chcesz być moją dziewczyną?
Typowe zachowanie dziewczyny.
ZONG!
Stanęła jak wryta.
-chcesz?-powtórzyłem
-nie... Nie wiem...-wyszeptała.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
-zbłaźniłem się, prawda?
-nie... Nie dlatego... Po prostu... Nie jestem jeszcze gotowa.
-czego ty się boisz, kocham cię, ty też mnie kochasz, ile chcesz jeszcze dowodów?!
-ja nie chcę dowodów Justin, wierzę Ci na słowo. Po prostu się boję... O twoją reputację. Co sobie ludzie pomyślą...
-nie obchodzi mnie to już-byłem bliski płaczu-kocham cię, rozumiesz? I nie chcę ryzykować miłości dla sławy, równie dobrze mogę rzucić tą całą sławę, ale być z tobą, rozumiesz?-w jej oczach stanęły łzy-proszę...-spróbowałem jeszcze raz.
-dobrze...-powiedziała
przez chwilę, to mnie ogarnął ZONG, ale zaraz uświadomiłem sobie, że się zgodziła, i zacząłem skakać po całej ulicy, gdy ona, stała tyko i śmiała się ze mnie, najszczęśliwszego debila pod słońcem...
*************************
kkkoooonnniiieeeccccc rrroooooooozzzzdddddzzziaaaaaaaaałłłłuuuuu!!!!!!!!!!!!!!!!
koniec rozdziału!
hahaha!
ja nie mogę, krecik dostał dzisiaj lepa od magdy na lekcji.!!!!
hahaha!
komentujcie, błagam, i dzięki za komcie, paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!

niedziela, 16 października 2011

rozdział dziewiąty

Laleczka chucky nie była wcale straszna, a chelsy i tak się bała.
Cały czas gadała, że chce żeby był przy niej mateusz, jej chłopak.
-chelsy, przestaniesz?!-krzyknęłam, gdy moja przyjaciółka po raz pięćdziesiąty włączyła pause.
-gdyby matik tu był, nie bała bym się tak.-wkurzyła mnie tym.
-a gdyby paweł tu był, to tak bym się wkurwiła, że bym wybuchła, i bym wyleciała w powietrze!-wrzasnęłam na całą parę, dobrze, że nikogo nie było w domu.
Chelsy wyszczerzyła na mnie oczy, i zaczęła płakać...
***justin***
przeszłem zaledwie parę metrów, i poczułem się strasznie zmęczony.
Tak zmęczony, że nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Skręciłem lewo, i zeszłem po schodach.
Potem jeszcze raz w lewo i poszedłem prosto.
Potem skręciłem w prawo, lewo, i przez uliczkę pomiędzy ogródkami, potem znowu w lewo.
Moim oczom ukazał się blok mieszkalny.
Szłem w jego stronę...
-justin, wstawaj, śniadanie przywieźli!-usłyszałem miski głos mojego ochroniarza.
-kenny!-wrzasnąłem, ale i tak wstałem z łóżka.
Kenny, siedział już przy stole, i zżerał najróżniejsze potrawy.
-no, co głodny jestem!
-dobra,spoko.-powiedziałem ubierając spodnie.
-nie masz mi za złe że użyłem twojej karty, nie?-kurwa, jak on mógł?!
-nie, nie mam-odpowiedziałem całkiem spokojnie.
-Po co ja tu wogule przyjeżdżałem?!-po tych słowach przypomniał mi się mój sen.
Wybiegłem szybko z hotelu, puki pamiętam.
Mój wierny ochroniarz, jak zwykle podążał za mną.
"przez most, potem w lewo, schody, lewo, prawo..."-próbowałem sobie przypomnieć.
Gdy zeszłem z wiaduktu, po lewej stronie był park, a po przeciwnej tunel.
Za mną też był tunel, który za pewne prowadził na drugą stronę mostu.
Gdy przechodziłem obok tunelu, po mojej prawej stronie, usłyszałem pisk, długi, ciągły pisk.
Głos, który tak dobrze znam, który wyobrażam sobie co noc...
Pobiegłem w tamtą stronę.
Przed różowym blokiem, stała niska, trochę otyła dziewczyna i śmiała się, z tego, że brunet przed nią trzymał za rękę dziewczynę, i okładał ją po twarzy.
Od razu zorietowałem się kim jest ta dziewczyna.
-KATE!!!-Krzyknąłem z całych sił.
Podbiegłem do niej, i odepchnęłem chłopaka.
Złapałem go za <trochę przydługie> włosy, i z całej siły grzmotnąłem w twarz, tak, że z nosa poleciała mu krew.
Kate, gdy zrozumiała co się właśnie stało, rzuciła mi się w ramiona...
***kate***
rzuciłam mu się prosto w ramiona, i zaczęłam szlochać, jak jakiś bachor.
Patrischa, i mój były zwiali.
Myślałam, że on mnie zabije.
-spokojnie, spokojnie, już dobrze...-pocieszał mnie Justin.
-kto to był?-spytał gdy przestałam szlochać.
-mój były-powiedziałam odrobinę za szybko, bo zaksztusiłam się własną śliną.
Po chwili, Justin złapał moją twarz pomiędzy swoje dłonie, i spojrzał prosto w oczy.
-nic ci nie jest?-spytał rozczulonym głosem.
-nie, już dobrze.-odpowiedziałam.
Chłopak otarł mi kciukiem łzę spod oka.
-o mój boże!-usłyszałam za sobą.
Odwruciłam głowę, i zobaczyłam moją najlepszą przyjaciółkę...
********
wiem, znowu za krótko, ale nie mogłam napisać więcej, bo nie chcę, aby wszystko działo się tak szybko.
Sorka, i zapraszam na mojego pierwszego bloga: http:\www.my-new-life-is-you.blogspot.com/

czwartek, 29 września 2011

rozdział ósmy

Wiem.
Tu jest jeziorko.
Na około żaby.
Wiem.
Dużo żab.
Ale z kamienia.
Żaby z kamienia.
Wiem.
Że jeśli pujdę tą ścieżką, pod górkę...
Jak wyjdę, z parku...
Wiem... Skąd ja niby wiem, że po prawej stronie, będzie budka z lodami?!
Mam takie dziwne uczucie...
Czyżby DjVu
(czyt deżawi)?
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a ja zerwałam się z łóżka.
-Kate, ty płaczesz?-spytała mama.
-nie.-odparłam całkiem spokojnie.
-ale...-jej dłoń powędrowała w okolice oczu.
Dotknęłam swojego policzka.
Był mokry.
Musiałam płakać przez sen.
-kate, co się z tobą dzieje? Cały weekend siedzisz w domu, nawet nie śpiewasz! Wygrana powinna cię cieszyć, nie smucić.
-ja... Przecież się cieszę z wygranej... Ale... Bez Pawła to już nie to samo.-wylałam wreszcie to z siebie.
Moja rodzicielka usiadła na łóżku i przyciągnęła mnie do siebie.
-czemu nie możesz po prostu mu powiedzieć że nic do niego nie czujesz? Powinien to zrozumieć.
-mówiłam mu... Ale on nie rozumie.
-przyjaźnicie się od przedszkola, i to uczucie ma wszystko zepsuć? Porozmawiaj z nim, dobrze?
-dobra.-obiecałam.
Mama ucałowała czule moje czoło, i wyszła z pokoju.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer mojej najlepszej przyjaciółki: Chelsy(czyt. Czelsi)
mieszkała koło mnie, ale chodziła do innej szkoły(jeszcze do podstawówki, jak musicie wiedzieć to do szóstej klasy)
-nawijaj- usłyszałam po trzecim sygnale.
-mogę do cb wpaść?-spytałam.
-jasne
-jak słońce, słońce-powiedziałam, i pobiegłam do garderoby, żeby się ubrać.
************
-ok, to co oglądamy?-spytała chelsy.
Była już 23. I postanowiłyśmy, że zostanę u niej na noc.
-nie wiem... Może... Galerianki?-zaproponowałam
-nie, galerianki oglądaliśmy ostatnio
-może jakiś horror?-spytałam, wiedząc że i tak się nie zgodzi.
-nie, wiesz że nie lubię horrorów? Potem nie będę mogła spać!
-toć, chelsy, i tak nie będziemy całą noc spać, więc... Może chucky?(czyt. Czaki)
-dobra, to mogę obejrzeć.-powiedziała zrezygnowana.
***Justin***
w Polsce była noc.
Dojechaliśmy z Kennym do jakiegoś motelu, nazywał się chyba... grot... czy coś takiego.
z drugiej strony ulicy wyglądał tak.
był piękny.
zameldowaliśmy się, i poszliśmy spać.
chociaż... nie mówię o sobie...

sobota, 10 września 2011

rozdział siódmy

Leżałam na łóżku, i patrzałam w oczy mojego przyjaciela.
-nie kocham cię...-szepnęłam
-ale ja cię kocham Kate, kocham cię, chociaż spróbuj się we mnie zakochać, proszę...
-ale jak mam się w tobie zakochać? przyjaźnimy się od 11-nastu lat, a ty nagle się we mnie zakochujesz? może jeszcze powiesz że piszesz wiersze miłosne?!
-no... czasami.-spojrzał mi wymownie w oczy.
-Paweł... czemu ty mi to robisz?-spytałam- przecież... znamy się od tylu lat, mieszkamy obok siebie, widzisz mnie codziennie, a teraz... wyjdź.
nie wiedział co ma zrobić.
-powiedziałam, wyjdź!-próbowałam być stanowcza, ale do oczu cisnęły mi się łzy.
nie chciałam, żeby widział jaka jestem słaba.
znam go na wylot...
zawsze mogłam przejrzeć każdą jego myśl, a teraz?
on ogłasza, że mnie kocha, a ja mam to tak nagle odwzajemnić...
-nie zakocham się w tobie...-szepnęłam- to pewne, to fakt...-nagle, pod wpływem weny otworzyłam oczy.
złapałam za pierwszą lepszą kartkę, i zaczęłam pisać słowa:


Znam Cię od początku świata,
znam na pamięć, znam od zawsze.


Od dziecięcych lat wciąż razem


w piaskownicy, na huśtawce.


Znam Cię od początku świata,


twoja okna patrzą w moje,


a choć łączy nas tak wiele, 


nie zakocham się w tobie






ref: Nie zakocham się w tobie, to jest pewne, to fakt.


Wybij sobie to z głowy, póki jeszcze jest czas.


Nie zakocham sie w tobie, bo za dobrze cię znam.


Przecież czekam na kogoś, na ideał bez wad.






Więc dlaczego nagle teraz


w oczy patrzysz mi wymownie,


o miłości wiersze piszesz


i przychodzisz tylko do mnie.


Twoich wad arsenał cały


i wybiegów znam tysiące,


nic przede mną nie ukryjesz,


znam cię lepiej niż ktokolwiek.

odłożyłam długopis, i odśpiewałam, go 2 razy, aż uzyskałam odpowiednią melodię.
po paru minutach, przyszła pielęgniarka, i pozwoliła mi iść do domu.
***Justin***
Nie miałem ochoty śpiewać.
Ale czego się nie robi dla sławy...
a czego się nie robi dla osoby którą się kocha?
Ale przecież ty jej nie kochasz!-skarciłem się w duchu.
Nagle muzyka ucichła, i zorientowałem się, że koncert dobiegł końca
Poszedłem z powrotem do garderoby, i przebrałem się w strój codzienny.nie miałem ochoty paradować po ulicach Polski w białym dresie koncertowym.
tyle że nie wiedziałem jak mam się tam dostać.
Poprosiłem o pomoc Kennego.
pomógł mi.
Pojechaliśmy do gimnazjum Katolickiego, gdzie ostatni raz widziałem dziewczynę moich marzeń.

piątek, 9 września 2011

Rozdział szósty

Obudziłam się, leżałam na kozetce, u pielęgniarki.
Nie przypominałam sobie nic, poza czekoladowymi oczami Justina... I jego malinowymi ustami...
O Boże... Czyli to stało się naprawdę!
Wygraliśmy!
-obudziła się!-usłyszałam głos mojego przyjaiela, Pawła.
Był bardzo zmartwiony.
Bał się o mnie, w końcu przyjaźnimy się od przedszkola.
Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że wygląda jakoś dziwnie.
Miał podkrążone i czerwone oczy.
Nigdy, od 11 lat które się znamy, nie widziałam go w takim stanie.
-co się stało?-spytałam słabym głosem.
-byłaś nieprzytomna przez 3 godz.
-wygraliśmy?!-mój głos, już nie był aż tak osłabiony.
Był raczej pełen entuzjazmu.
-tak, kate, wygraliśmy.-powiedział zapłakanym głosem.
-co ci jest?-spytałam
-nic, tylko... Martwiłem się o cb.
-naprawdę? Oh, Paweł, jesteś taki kochany...-szepnęłam, i wtuliłam się w jego czerwoną bluzkę.
-kochasz mnie?-spytał, a w jego głosie słychać było lekki odcień nadziei.
-co, nie! Poprostu... No... Jesteś moim przyjacielem, i tyle!
-przecież wiem-powiedział.
Tego, co później zrobił, nikt by nie przewidział.
Pochylił się nade mną i...
Pocałował!
***Justin***
siedzę na sofie, i myślę.
-Za 10min wychodzisz!-krzyknął zza drzwi Scrappy.
-dobra!-odkrzyknąłem zbierając się do kupy.
Nie widziałem, co mnie wtedy opętało.
Czemu ja ją pocałowałem?
Przecież ona nawet ładna nie jest.
No... Chyba że włosy... I oczy i... Te jej usta...
Nie! Co ja niby gadam.
A może ja... Czy mogłem się zakochać?
***************************
sorrry że tak krótko(znowu) ale długo nie dodawałam, i myślę że narazie wam wystarczy.
ah, ten Justin...

piątek, 2 września 2011

rozdział piąty


Gdy wreszcie się ode mnie oderwał, cały świat zawirował.
Nie wiedziałam o co mu chodzi.
On tylko się uśmiechnął, i usiadł na ławce.
-zaśpiewaj coś wesołego, co?
-shakespire...- prawie że wysyczałam to słowo.
-tego też jeszcze nie ćwiczyliśmy.-wystraszył się Paweł.
-powiedziałam, Shakespire, str. 31-powiedziałam stanowczo, po czym zwróciłam się do Justina- wysłuchaj, zrozum tekst- zaczęłam śpiewać.
Justin znowu się na mnie gapił.
Miałam dosyć, refren wyśpiewałam z nieudawaną determinacją.
Wkurzył mnie tym, że od tak sobie mnie pocałował, i myśli że wszystko może.
To że jest gwiazdą, nie uprawnia go do wszystkiego.
Czemu ja wogule tak myślę?
Przecież ja go kocham.
Ale nie powinien tak robić, dopiero co zerwała z nim Selena.
Tak wyglądała moja walka z samą sobą, tocząca się w mojej głowie.
Gdy skończyłam śpiewać on wstał, i jako pierwszy zaczął klaskać w dłonie.
-macie szczęście, bo wasza wokalistka całuje prawie tak dobrze, jak śpiewa-zaśmiał się, a mi zakręciło się w głowie.
-czyli że...-wylałałam.
-mamy zwyciężców!-zawołał Bieber, a ja poczułam, że pod moimi stopami zaczyna brakować gruntu...
***Justin***
-mamy zwycięzców!-powiedziałem.
Kate przez chwilę stała w bezruchu.
Po kilku sekundach zachwiała się.
Chłopak od gitary, którego imienia nie pamiętałem, złapał ją w ostatniej chwili.
Nie wiem dla czego, ale gdy tak ją objął, strasznie uciążyło mi na sercu.
Czy to zazdrość?
Co ja sobie myślałem?
Po tym, jak on na mnie patrzy, można poznać że ze sobą chodzą.
Jaki ze mnie idiota, mieć takie głupie nadzieje, do dziewczyny której się nie zna.
To chyba nawet grzech.
Widziałem że dyrektor coś do nas mówi, ale nie słyszałem co.
Prosił nas chyba abyśmy wyszli.
Kenny pociągnął mnie za sobą.
************
no i koniec tego rozdziału.
Dzisiaj pierwszy dzień w nowej szkole, pierwsze siedem lekcji. Pierwszy ból ręki na Polskim. Heh.
Ale komentujcie, ok?
Z góry dzięki.
Ps-znalazłam następnego bloga o moim Justinku: http://mrsbieber.blog.onet.pl/Bohaterowie,2,ID400354572,DA2010-02-12,n
polecam.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Rozdział czwarty


Drzwi ponownie się otworzyły, a ja ujrzałam twarz anioła.
Po prostu anioła-anioła smutku.
Widać że miał za sobą ciężki dzień.
Spojrzał na mnie, a smutek przemienił się w zaciekawienie.
Uśmiechnęłam się nieśmiało, a on odwzajemnił to podwójnie.
-ok, to teraz was przedstawię, może...-zająkał dyr.-to jest Mayk,nasz perkusista, to Paweł, gitarzysta, Adrian, klawisze, i wreszcie-tu na chwilę się zatrzymał i spojrzał na mnie z podziwem-Nasz największy skarb, wokalistka, Kate. Zagrają swoje najnowsze dzieło, prawdę mówiąc, nie ćwiczyliśmy jeszcze tego kawałka, ale myślę że się uda, Hay You.-to wszystko mówił po angielsku.
-strona czwarta...-szepnęłam, po czym odchżąknęłam, i powiedziałam to jeszcze raz, głośniej.
Adi zaczął wystukiwać rytm na klawiszach, a z głośników popłynęła wolna muzyka , a ja zaczęłam śpiewać.
Przez całą piosenkę Justin nie odrywał ode mnie swojego zaciekawionego wyroku.
***Justin***
śpiewała jak jakąś bogini...
Nie mogłem od niej oderwać wzroku, uzależniłem się od melodii, która wypływała jej tak naturalnym sposobem z ust.
Głos zaczął ginąć, a po chwili muzyka także.
Musiałem spróbować.
-znasz Overboard?-odezwałem się po raz pierwszy.
-no... Tak jakby. Mam podkład.-odpowiedziała.
-śpiewaj-szepnąłem.
-46-to jedyne słowa które wymówiła, po czym z głośników zaczęły wydobywać się dźwięki muzyki, którą sam skąponowałem.
Gdy skończyła śpiewać pierwszą zwrotkę, odjechałem.
Wziąłem drugi mikrofon, i zacząłem śpiewać.
W drugim refrenie, ona zgrabnie przeciągała każde powtórzenie, które było w orginale.
Nie mogłem uwierzyć, że ktoś może dorównać w tej piosence Jessice.
Gdy z głośników wylatywały ostatnie dźwięki muzyki, ja, zupełnie odruchowo, pochyliłem się, a nasze wargi się spotkały...
************
dzięki że czytacie, ale naprawdę, nie wiem nawet ile was jest, proszę, piszcie komentarze, wystarczy chociaż jedno głupie słowo.
Z góry dzięki.

Rozdział trzeci


-ta... Coś w tym stylu, skontaktujemy się z wami.-powiedziałem wychodząc z sali, w której przesłuchiwaliśmy dziewiąty zespół.
Mama twierdzi, że żadna wokalistka nie jest dla mnie wystarczająco dobra, a przy tej prawie mi bębenki popękały.
W nagraniu wydawało się że ładnie śpiewa.
Nie zauważyłem nawet, że przede mną stanął Kenny, mój ochroniarz.
-dobra mały, po twojej minie stwierdzam, że... Nie jest za dobrze-zgadł.
-nie chcę tych przesłuchań, żaden zespół nie jest dobry
-nie martw się, Justin, został jeszcze jeden zespół.
-i to ma mnie pocieszyć?-powiedziałem z sarkazmem.-ok, to gdzie teraz?
-do katolika.
-co?! Szczyt wszystkiego. Po szkołach katolickich się będę szlajał.
-nie będzie tak źle.-pocieszył mnie, i zaprowadził do samochodu.
***Kate***
siedziałam na mojej ławce, i stroiłam gitarę.
Czekaliśmy aż ONI przyjadą.
Justina piosenek słuchałam, zanim był jeszcze sławny, i wsadzał piosenki na youtube.
Z moją kuzynką, śmiejemy się, że to my go odkryliśmy, nie Scooter.
Nagle ktoś zapukał do drzwi, a serce zaczęło mi bić mocniej.
Od razu zerwałam się na równe nogi.
Usiadłam na podeście, i zaczęłam nerwowo obracać w rękach mikrofon.
Dyr podszedł do drzwi i otworzył je.
Najpierw wszedł młody facet w czapce, czyli Scooter, zaczął po cichu rozmawiać z dyrektorem.
Dyr, oczywiście znał angielski, jak każdy z naszej szkoły.
Angielski to był główny język, zaraz po polskim.
Każdy w tej szkole musiał go umieć (my sądziliśmy że to kaprys dyrektora, ale jak widać to anglik się przydaje).
Po chwili Scooter wyszedł, a dyrektor zwrócił się do nas:
-słuchajcie, Justin jest teraz trochę zmęczony, a my jesteśmy głośni, więc zagramy może coś wolnego, dobrze?
-ale... Ale tej nowej nie było na próbach!-wystraszyłam się-może nam coś nie wyjść!
-słuchajcie-podszedł do nas bliżej- wierzę w was. I wierzę, że wam się uda.
Gdy dyrektor skończył mówić, drzwi ponownie się otworzyły...
************
następny za chwilkę!

piątek, 26 sierpnia 2011

rozdział drugi.


Przyszło ponad milion zgłoszeń.
Musieliśmy wybrać te najlepsze.
Oglądaliśmy filmiki, i tylko kilka nadawało się do naszego konkursu.
Większość, to szkolne koła muzyczne.
Niektóre z zespołów powstały pewnie tylko dla tego że ogłosiliśmy ten konkurs.
W końcu wybraliśmy 10 finałowych.
W tym:
jeden z niemiec,
trzy z polski,
dwa z anglii,
a reszta z USA.
Jutro mieliśmy zacząć jeździć.
Do polski miałem polecieć po raz pierwszy.
W niemczech byłem, a w USA, mieszkam.
Gdy mieliśmy wylatywać do Polski, byłem bardzo podekscytowany(...)
***Kate***
sprawdziłam pocztę, i weszłam na twittera.
Justin był jakieś pół godz. Temu.
U nich była teraz 22, chyba.
Napisał: od jutra jeździmy!
Nareszcie!
Oczywiście zgłosiliśmy się do konkursu.
Wiedziałam że przegramy, ale zawsze warto prubować.
u nas jest 7 rano.
O Boże!
Spóźnię się do szkoły!
Nie mam wcale tak blisko, muszę przejść przez park, wiadukt, koło supermarketu, przez ulicę mojej kuzynki, i dopiero szkoła.
Chodzę do niej już prawie 3 lata.
Teraz do 3 gimnazjum.
Mam 15 lat.
Po drodze zaszłam jeszcze do sklepu, po jakąś bułkę, i pobiegłam do szkoły.
Na pierwszej lekcji, do klasy wszedł dyrektor, i poprosił do siebie cały zespół.
Tylko Mayk chodził już do liceum, ale do naszego. (chodzimy do zespołu szkół gimnazjalno-licealnych)
przeszliśmy do sali, w której mamy zawsze próby.
Nie miałam ochoty teraz śpiewać, ale czego się nie robi dla zespołu.
Usiadłam na swoim stałym miejscu, czyli na pierwszej ławce(dyr był na tyle wspaniały, że na próbach dawał nam na luz).
-zgadnijcie, kto do nas przyjeżdża w środę?-spytał.
-pana mama!-krzyknął Paweł, a wszyscy chórem zaczęli się śmiać.
-no...też...-zmieszał się.-ale także...
-pana zmarły puszkin?-wszyscy wiedzieli że chodzi o jego zdechłego psa: baddy'ego.
-czy możesz się już uspokoić, Paweł?-upomniał go-A w środę będziemy gościć twojego idola, Kate.-zwrócił się do mnie.
-c...co? Czyli... Jesteśmy w dziesiątce?!-upewniłam się.
Dyrektor kiwnął głową, a ja nagle zaczęłam wrzeszczeć jak opętana, przestałam dopiero, gdy Paweł złapał mnie za ręce, i zaczął uspokajać.
Nie wiedziałam co jest przyjemniejsze, wrzeszczenie za Bieberem, czy oddychanie.
-kate, kate, uspokuj się!-krzyczał do mnie, ale ja i tak już nic nie kontaktowałam.
Nagle przestałam krzyczeć, i wtuliłam się w mojego przyjaciela, a z oczu zaczęły spływać mi łzy szczęścia.
Paweł zaczął głaskać mnie po włosach, a wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę.
-no, co się lampicie?!-krzyknęłam przez łzy, odrywając się od Pawła.
Chłopaki zaczęli się chichrać, a ja zaraz po nich.
Czasem dobrze było być jedyną dziewczyną w całym zespole.
******************
każdy rozdział taki będzie, raz oczami Justina, a raz Kate.
Taki był motyw, ale nie wiem czy uda mi się tak robić w każdym rozdziale.
Dzięki że wogule czytacie, ale proszę, komentujcie!
Z góry dzięki.

środa, 24 sierpnia 2011

rozdział pierwszy.

"About you now", to była pierwsza piosenka, jaką zaśpiewałam.
To ona, przyprawiała całą naszą szkołę o dreszcze.
Gdy na samym początku roku, zaśpiewałam ją na przesłuchaniu do zespołu szkolnego, wszyscy zaniemówili.
Nie chcieli innej wokalistki, chcieli mieć mnie.
Twierdzili, że ze mną, wygrają każdy konkurs.
I tak się stało.
Wygrywaliśmy wszystko.
Mieliśmy już wiele singli.
Wszystkie, od jednej gwiazdy, Mirandy Cosgrove, która tak się składało, należała kiedyś do tej samej drużyny na obozie, co ja.
Pozwoliła nam śpiewać jej kawałki.
Mianowicie, to my je pisaliśmy, a ona je nagrywała.
Np.
"Adored"
"Charle"
"daydream"
"kissin'U"
"FYI"
"what are you waiting for "
nazywaliśmy się: "kate and the frineds"
od mojego imienia, Kate.
Kochałam tych ludzi.
Paweł, grał na gitarze.
Mike, na perkusii.   Adi-gapiak, na klawiatórze, a ja?
Ja, byłam najważniejsza.
Śpiewałam.
Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi, a wychowawcą naszego kółka, był sam dyrektor.
Myślałam, że to spełnienie moich marzeń.
Ale nie wiedziałam, że morze być lepiej.
***JUSTIN***
Leżałem na sofie.
Nie wiedziałem, czy to sen czy jawa.

Słyszałem tylko za sobą zamazane głosy.
-to zerwanie naprawdę go przybiło.-mówiła mama jan.

-wiem.po prostu nienawidzę tej dziewczyny. od samego początku wiedziałem że z tego nic nie wyjdzie.-mówił Scooter Braun, mój menager.
nie chciałem o niej myśleć.
ani słyszeć o niej.
-Nienawidzę Seleny, to po prostu jakaś psychiczna laska, chodziliśmy ze sobą prawie rok, a ona...-przerwałem na chwilę, aby zaraz znów zacząć się użalać nad sobą.
-Justin, kochanie, proszę, zapomnij o niej...-szepnęła moja mama, tuląc mnie do siebie.
-Cholera! mam prawie osiemnaście lat, i ryczę jak małe dziecko!
-nie martw się, ja też ryczałem, po zerwaniu z Alyson.-nie wiadomo skąd, pojawił się przede mną Ryan.
-mama jan cię przysłała, nie?-spytałem.
-od tygodnia nie odzywasz się nawet do niej, coś naprawdę było z tobą nie tak.
-ale teraz jest dobrze.-skłamałem, i spróbowałem się lekko uśmiechnąć.
zabolało.
-WOW, czyli pomogłem, nawet jeśli nic nie zrobiłem?- spytał dumny z siebie.
próbował mnie rozśmieszyć.
-tak, powiem, że to twoja zasługa.- zaśmiałem się, pierwszy raz od zerwania z Sel.
-Scooter ma świetny pomysł, na poprawienie Ci humoru.-Ryan był widocznie podekscytowany  tym pomysłem.
-ok, nawijaj, i tak nic mnie nie wkopie w większego doła.- mówiąc to, walnąłem głowę na kolana mojej mamy, która zaczęła głaskać moje włosy.
-ok, słuchaj. Scooter, wymyślił takie coś, że zrobimy konkurs, dla zespołów.
-a na czym będzie n polegał?-spytałem. zaciekawiło mnie to.
-no... wybierzesz zespół, który będzie najlepszy, i nagrasz z nim nowy singiel.
-WOW! a ... dobra, nic.
-no co?- spytał Ryan.
-nie nic.-odpowiedziałem.
zapowiadał się pracowity tydzień.
*****************
i pierwszy jest.
mam pomysł, ale nie wiem jeszcze jak go przełożyć na opowiadanie.
ale piszcie czy wam się podoba.
dzieki, i zapraszam na mojego drugiego bloga: http://my-new-life-is-you.blogspot.com/
jeszcze raz:
THANK YOU!